niedziela, 30 listopada 2008

Na imię miała Zuzanna
























Cienkopis, marker. Listopad 2004


Jest to jeden z moich ulubionych rysunków, nie ze względu na dość nieporadny i szkicowy charakter, ale ze względu na kontekst powstania i klimat.

W 2004 r. chodziłem do pewnej kiepskiej szkoły reklamy (a tak naprawdę zarządzania zasobami ludzkimi). Co jakiś czas z grupą kumpli organizowaliśmy sobie tak zwane narkoparty w praskim mieszkaniu wynajmowanym przez znajomego. Po pewnej grzybowej sesji, zakończonej gwałtownie sprowadzającą na ziemię wódką, kolega poprosił mnie o rysunek. Miał być brutalny seks, ale z odrobiną nadziei. Bez wnikania w logikę żądania, zacząłem szukać inspiracji.

Na ścianach dużego pokoju zostały zawieszone przez właściciela zdjęcia w ramkach. Były to zwykłe czarno białe portrety młodych kobiet, normalnie ubranych, pozujących w plenerze miejskim. Zdjęcia pochodziły pewnie z lat 80. Jedno przedstawiało długowłosą blondynkę w swetrze, stojącą u wejścia do tunelu. Głowę miała lekko uniesioną i przechyloną w bok i patrzyła wprost w obiektyw najsmutniejszymi oczami, jakie kiedykolwiek w życiu widziałem.

W ogóle mieszkanie to emanowało jakąś tajemnicą. W tamtym momencie poczułem, że zdjęcia na ścianach są jedynym świadectwem obecności tych kobiet na Ziemi. Że znikły bez śladu, jak warszawski poeta uliczny Saturator, ale tu, na ścianie możemy się z nimi zetknąć.

Słuchałem wtedy Katarzyny Groniec i zakochałem się w piosence "Jej rejon to był plac Pigalle" o prostytutce szukającej prawdziwej miłości. Wtedy też dla znajomego powstawała koszulka z Kapitanem Klosem, robiona przeze mnie i jego dziewczynę, Zuzannę. Oczywiście na plecach daliśmy hasło: W Paryżu najlepsze kasztany są na placu Pigalle / Zuzanna lubi je tylko jesienią.

Zuzanna jest jednym z najpiękniejszych, jeśli nie najpiękniejszym imieniem kobiecym, jakie słyszałem. Dodatkowo po narysowaniu powyższego rysunku, przeczytałem w Biblii o Danielu ratującym Zuzannę przed starcami i w pełni oddałem się swej fascynacji dla tego imienia.

Oczywiste się stało wtedy, w tym pokoju na warszawskiej Pradze, że długowłosa blondynka miała na imię Zuzanna i była mocno pokrzywdzona przez kolejnych ukochanych, z którymi, im bardziej poniżana, tym większe wiązała nadzieje.

Kreska przecinająca jej postać oddziela to co przerysowane ze zdjęcia od tego, co na nim niewidoczne, a światła tunelu to ten promyk nadziei, o który prosił znajomy.

Na imię miała Zuzanna. I mam nadzieję, że wreszcie znalazła to, czego tak pragnęła - prawdziwej miłości.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Więcej rysunków, więcej historii.
Bez tekstowej otoczki nie ma pełni.

Ach, nie doniosłem Ci jeszcze, że Twój tekst o perspektywie stał się inspiracją do webkomiksu: www.bzzt.xt.pl